Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przy końcu śniadania, nadeszły dwa listy, które Athos odczytał z wielką uwagą, nie mogąc powstrzymać kilkakrotnego dreszczu.
D‘Artagnan posiadał wzrok doskonały i, patrząc z ukosa na listy, przysięgał w duszy, iż w jednym z nich poznaje drobny charakter pisma Aramisa; na drugim było pismo kobiece, rozwlekłe i niewprawne.
— Chodźmy sobie — rzekł d‘Artagnan do Raula, przeczuwając, że Athos chce sam pozostać, by odpowiedzieć na listy lub rozmyślać nad tem, co przeczytał — chodźmy do zbrojowni, spróbujemy się trochę, to cię rozerwie.
Młodzieniec spojrzał na Athosa, a ten skinął przyzwalająco. Przeszli obydwaj do sali dolnej, gdzie na ścianach wisiały florety, maski, rękawice, tarcze i wszystkie przybory szermierskie.
— Cóż tu słychać?... — zapytał Athos, przyszedłszy za nimi po pół godzinie.
— O! ten ma twoją rękę, kochany Athosie — rzekł d‘Artagnan — jeżeli posiada i twoją krew zimną, można mu powinszować.
Chłopiec był trochę zawstydzony. Trafił parę razy d‘Artagnana w ramię i w łydkę, a on go za to iże dwadzieścia razy ugodził w brzuch i piersi.
Na to wszedł Chariot, niosąc list bardzo pilny do d‘Artagnana. D‘Artagnan przeczytał spokojnie napozór, poczem pokiwał głową.
— Tak, mój przyjacielu — rzekł — ot, co to znaczy służba! na honor, masz rację, że nie chcesz do niej powrócić: pan de Treville zachorował, a pułk beze mnie obejść się nie może; już więc po moim urlopie.
— Powracasz do Paryża?... — zapytał Athos z żywością.
— A tak, tak — rzekł d‘Artagnan — ale przecież i ty się tam udajesz?
Athos zaczerwienił się i odpowiedział:
— Jeżeli pojadę, bardzo będę szczęśliwy, gdy spotkam się z tobą.
— Hola! Planchet!... — krzyknął d‘Artagnan, stając we drzwiach — wyjeżdżamy za dziesięć minut — daj koniom owsa!
Potem, zwracając się do Athosa: