Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ten dał znak d’Artagnanowi, który z bijącem niezwykle sercem wjechał na dziedziniec. Gdy Planchet stanął na ganku, dosłyszał głos w sali na dole:
— Gdzież jest ten szlachcic?... czemu nie wprowadzisz go tutaj?...
Głos ten obudził w sercu d‘Artagnana tysiąc wspomnień zamierzchłych. Żywo zeskoczył z konia, podczas gdy Plancheit z uśmiechem na ustach podchodził do gospodarza domu.
— Ja przecie znam tego chłopca — rzekł Athos, ukazując się w progu.
— O! tak, panie hrabio, znasz mnie i ja cię znam dobrze. Jestem Planchet, panie hrabio, Planchet, znany hrabiemu...
— Co!... Planchet?... — wykrzyknął Athos. — Czyżby i pan d‘Artagnan był tutaj?
— Jestem, przyjacielu! jestem, drogi Athosie — wyrzekł, jąkając się i chwiejąc się nieledwie na nogach.
Słowa te odbiły się żywem wrażeniem na pięknej twarzy i spokojnych rysach Athosa. Żywo postąpił ku d‘Artagnanowi, nie spuszczając zeń wzroku, i objął go czule w ramiona. D‘Artagnan, ochłonąwszy z wrażenia, uścisnął go z serdecznością, łzami w jego oczach świecącą. Athos ujął go za rękę i powiódł do sali, gdzie zebranych było kilka osób. Powstali wszyscy.
— Przedstawiam państwu — rzekł — kawalera d‘Artagnan, porucznika muszkieterów Jego Królewskiej Mości, wiernego przyjaciela, oraz najdzielniejszego i najmilszego szlachcica, jakiego kiedykolwiek znałem.
Wedle zwyczaju obsypano d‘Artagnana grzecznościami, któremi i on nawzajem wszystkich obdarzył, zajął miejsce w towarzystwie i, gdy przerwana na chwilę rozmowa tok swój ogólny poczęła przybierać, jął badawczo przypatrywać się Athosowi.
Rzecz godna podziwu! Athos postarzał się bardzo nieznacznie. Piękne jego oczy pozbyły się tych sinych obwódek, które bezsenność i hulanki zarysowują, zdały się teraz większe i jaśniej, niż kiedykolwiek, patrzały; twarz jego, wydłużona nieco, straciła niepokój gorączkowy, odzyskała powagę; ręce piękne i muskularne, pomimo miękkości skóry, cudnie odbijały przy koronkach mankietów, jak gdyby ręce z obrazu Tycjana lub Van-Dycka; smu-