Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o zbawieniu duszy. Wszystkie moje propozycje, widoki tytułów, nie były w stanie złamać jego postanowienia.
— Szkoda!... — rzekł Porthos — szkoda takiej dobrej głowy... A cóż Athos?...
— Nie widziałem go jeszcze, lecz prosto od ciebie jadę do mego. Czy wiesz, gdzie on mieszka?
— Niedaleko Blois, w małej posiadłości, odziedziczonej po jakimś krewnym.
— A jak się ta posiadłość nazywa?...
— Bragelonne. Gdzie tu sprawiedliwość, mój drogi; Athos, wielki pan, Athos szlachetny, równający się godnością cezarom, odziedziczył majątek z tytułem hrabstwa!... co on będzie robił z tyloma tytułami? Hrabia de le Fere, hrabia de Bragelonne?...
— W dodatku nie ma dzeci — rzekł d‘Artagnan.
— Hm... — rzekł Porthos — mówiono mi, że adoptował podobno jakiegoś młodego człowieka, podobnego do niego, jak dwie krople wody.
— Co mówisz?... Athos, nasz zacny Athos, cnotliwy, jak Scypion?... Czy widziałeś go kiedy?...
— Nie.
— Otóż jutro jadę do niego, zawiozę mu wieści o tobie. Chociaż, mówiąc między nami, boję się, czy pociąg do pijaństwa, nadmierne użycie wina nie przyczyniły się u niego do przedwczesnej starości i niedołęstwa.
— Tak — rzekł Porthos — to prawda; pił on okrutnie.
— Najstarszy też był z nas wszystkich — dodał d‘Artagnan.
— O kilka lat tylko, — ciągnął Porthos — postawa szlachetna i pełna powagi, czyniła go napozór tylko starszym.
— Tak, to prawda. Jeżeli Athos przystanie do nas, tem lepiej; jeżeli odmówi, obejdziemy się bez niego. My we dwóch staniemy za dwunastu conajmniej.
— Czy na długo się zanosi?...
— Któż to wie, mój drogi!... może na trzy, może na cztery lata.
— Tem lepiej, mój drogi, tem lepiej!... — zawołał Porthos — nie uwierzysz, jak straszliwie po kościach mnie łamie od czasu, jak siedzę tu spokojnie! Niekiedy w niedziele i święta, głównie wychodząc ze mszy świętej,