Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/779

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niąc zębami ze strachu — czyliż jestem w stanie mierzyć się z tobą na szpady?
— A więc — rzekł Cellini przekładając szpadę z jednej ręki do drugiej — będę się potykał lewą ręką, to ci przywróci równowagę.
— Ja się mam bić z tobą, z moim dobroczyńcą, któremu jestem wszystko winien! nigdy, nigdy! — zawołał Pagolo.
Uśmiech głębokiej pogardy ukazał się na ustach Benvenuta, Katarzyna cofnęła się o krok nieusiłując pokryć wstrętu malującego się w jej twarzy.
— Trzeba było przypomnieć sobie o moich dobrodziejstwach, wprzód nim mi wydarłeś kobietę, którą powierzyłem twemu honorowi, podobnie jak Askaniowi — rzekł Benvenuto. Teraz pamięć zapóźno ci przybywa. Broń się Pagolo!
— Nie, nie — pomruknął nikczemnik cofając się na klęczkach.
— A więc kiedy nie chcesz się potykać jak mężnemu przystoi — rzekł Benvenuto — będziesz ukarany jak winowajca.
I włożywszy szpadę do pochwy, wyjął sztylet i z obojętcem obliczem, bez śladu gniewu lub litości, zbliżał się zwolna do pracownika.
Katarzyna wpadła pomiędzy nich wydawszy okrzyk; lecz Benvenuto bez wysilenia, jednem po-