Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/769

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A wiec zgoda Najjaśniejszy panie, na poniedziałek? — zapytała księżna.
— Na poniedziałek.
— Czy księżno nie żałujesz, że na tę uroczystość nie będziesz mieć lilii, którą dałaś do roboty Askaniowi?
— Bezwątpienia, lecz co czynić, Askanio jest w więzieniu.
— Tak, lecz ja wolny jestem — odpowiedział Benvenuto — ukończę ją i będę miał zaszczyt przynieść sam księżnie.
— O! jeżeli to uczynisz, gotowam powiedzieć...
— Co pani?
— Że jesteś godnym kochania.
I podała rękę Celliniemu, który z wyszukaną dworskością spojrzawszy na króla jakby zapytując o pozwolenie, złożył na niej pocałunek.
W tej chwili dał się słyszeć słaby krzyk.
— Co to znaczy — zapytał król oglądając się.
— Najjaśniejszy panie — odezwał się prewot — przebacz mi, lecz córka moja zemdlała.
— Biedne dziecię! — szepnął Benvenuto — mniema żem ją zdradził.