Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/496

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nic mu nieodpowiedziała; tegoż dnia wieczorem Stefana żegnając mnie rzekła te słowa:
— Gismondo Gaddi żąda mojej ręki, ojciec zezwolił na to.
Poczem mnie opuściła, ja zaś powstałem z ławki jakby wyparty sprężyną.
Jakiś szał mnie ogarnął, wyszedłem z miasta i błąkałem się po polach. Przez całą noc biegałem jak opętany, to znów kładłem się łzami zalewając, tysiące myśli szalonych, rozpaczliwych, niedorzecznych, przebiegało w moim wzburzonym umyśle.
— Ona! Stefana, ma zostać żoną Gismondi! mówiłem do siebie usiłując zebrać myśli.
To wspomnienie, na które się wzdrygam, udręcza ją i zatrważa podobnież; ona wolałaby mnie za męża, odezwała się do mojej przyjaźni, lub też pragnie obudzić zazdrość.
O! tak bezwątpienia, jestem zazdrosnym do wściekłości; lecz mamże prawo do tego?
Gaddi jest posępnym i gwałtownym, lecz trzeba być sprawiedliwym względem samego siebie; któraż kobieta byłaby ze mną szczęśliwą, czyliż nie jestem grubianin, dziwaczny, niespokojny, czyliż nie szukam zwad i bijatyk, czy się nie ubiegam za miłostkami? mógłżebym się powściągnąć, poprawić... nie, nigdy; dopóki krew będzie