Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzeczywiście zaś tylko jednego więcej będzie miał przeciwnika.
— Drogi Askanio — rzekła Blanka — ty pokładasz całą ufność w twoim mistrzu, ja zaś w tobie. Mów więc z Cellinim i to o ile można najprędzej, niech on rozrządzi losami naszemi.
— Jutro wszystko mu zwierzę. On mnie tak kocha! on mnie natychmiast zrozumie. Lecz cóż ci to Blanko? Ty znowu jesteś smutną!
Każdy ustęp mowy Askania, raził serce Blanki ciosem zazdrości, kilkakrotnie ściskała ona konwulsyjnie rękę Askania, którą w swoich trzymała.
— Askanio! pani d’Etampes jest piękny; jest kochaną od wielkiego króla. Czy ona czasem w twoim umyśle jakiego wrażenia niepozostawiła?
— Ja ciebie kocham — odrzekł Askanio.
— Czekaj tu — rzekła Blanka.
I w chwilę powróciła z piękną, białą lilią.
— Słuchaj — rzekła — gdy będziesz pracował nad złotą lilią z drogich kamieni dla tej kobiety, spojrzyj niekiedy na skromną lilię twojej Blanki.
I zalotnie jakby to sama tylko pani d’Etampes mogła uczynić, złożyła pocałunek na lilii, którą oddała uczniowi.
W tej chwili pani Perrine ukazała, się przy końcu alei.