Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swoją damę, gdyż jest zarazem jego kochanką i jego muzą.
— Znowu złośliwa! — rzekł król z lekką niecierpliwością — widzisz w tem zniewagę, dobry Boże! Twoja nienawiść jest więc nieubłaganą, moja potężna nimto?
— Nienawidzę, tak jak kocham z całej duszy.
— A jednak, gdybym cię prosił abyś nie miała urazy do Benvenuta, szaleńca, który nie wie sam co mówi i który nie miał zaręczam ci zamiaru obrażenia cię... Wiesz zresztą, że łaskawość jest udziałem bóstwa, przeto kochana bogini, przebacz temu szaleńcowi przez miłość dla mnie.
— Szaleńcowi? — powtórzyła Anna szyderczo.
— O! szaleniec godny uwielbienia, to prawda — rzekł Franciszek I-szy — widziałem go wczoraj, przyrzekł mi cudowne rzeczy. Jestto człowiek nie mający, jak sądzę, równego w swojej sztuce i który wsławi mnie w przyszłości tyle, ile Andrzej del Sarto, Tycyan i Leonard de Vinci. Wiesz jak kocham moich artystów, moja droga, bądź więc łaskawą i pobłażającą dla Celliniego, zaklinam cię. E! mój Boże, deszcz kwietniowy, kaprys kobiecy i przywidze-