Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

murze, za który przechodziła jeszcze na dwie lub trzy stopy.
— Ale — rzekł Aubry — gdy się dostaniemy na mur?
Gzy się dostaniemy na mur, przeciągniemy drabinę na drugą stronę i zejdziemy po niej.
— Bardzo dobrze. Jedna tylko zachodzi trudność; mur jest dwadzieścia pięć stóp wysoki, a drabina ma tylko dwanaście...
— Przewidziałem to — rzekł Askanio odwijając sznur okręcony na szyi; przymocował go potem jednym końcem do pnia drzewa a drugi przez mur przerzucił.
— O! wielki człowieku, pojmuję cię — zawołał Jakób Aubry, i jestem szczęśliwy i dumny narażając się na skręcenie karku razem z tobą.
— A cóż ty robisz?
— Przechodzę — rzekł Aubry — sposobiąc się do przebycia przestrzeni oddzielającej go od muru.
— Nic — odrzekł Askanio — ja powinienem przejść pierwszy.
— Ciągnijmy losy rzekł Aubry podając towarzyszowi dwa rogi chustki, z których na jednym węzeł zrobił.
— Zgoda — rzekł Askanio — i wyciągnął róg chustki.