Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Od dziesięciu lub dwunastu lat prewot ani razu nie dobywał szpady.
Przeciwnie, od dziesięciu lub dwunastu lat, jeden dzień może nie przeszedł, aby Benvenuto nie potrzebował jej pomocy.
Po pierwszem starciu prewot, który trochę zanadto liczył na siebie, spostrzegł wyższość swojego nieprzyjaciela.
Bo też Benvenuto znajdując opór, którego nie spodziewał się ze strony człowieka cywilnego, z zadziwiającą biegłością używał wszystkich podstępów swojego sposobu robienia bronią.
Było cudowną rzeczą widzieć, jak jego szpada, zdając się być potrójnem żądłem węża, groziła razem głowie i sercu, przebiegając z miejsca na miejsce i zaledwie dając czas przeciwnikowi do zasłaniania się.
Dla tego prewot, widząc, że miał do czynienia z silniejszym od siebie, broniąc się ciągle, ustępował placu.
Na swoje nieszczęćcie, pan d’Estourville był naturalnie tyłem odwrócony do muru, tak że po kilku krokach wstecznych, został przyparty do drzwi, których szukał instynktem, chociaż wiedział dobrze, że klucz od nich wyrzucił przez mur.
Przybywszy tam, prewot czuł się zgubionymi przeto jak dzik kiedy psom się odcina, zebrał