Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/617

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O! — wyjąknęła — zabili twego brata Jerzego i ciebie zabiją...
— Katarzyno, cokolwiekbądź się stanie, brat starszy mnie czeka, wiesz, że cię kocham.
— A! zostań, zostań, — wołała dziewczyna, rozumiejąc z tego wszystkiego to tylko: że on odjeżdżał.
— Ależ honor, Katarzyno! ale brat mój Jerzy! ależ zemsta!
— O! ja nieszczęśliwa! — krzyknęła Katarzyna i padła w objęcia jeźdźca sztywna i drgająca.
Łza spłynęła z oka Izydora i padła na szyję dziewczyny.
— A! — rzekła — płaczesz, dziękuję, kochasz mnie!
— A! tak, Katarzyno, ale brat starszy mówi mi: Chodź, muszę być posłuszny.
— Idź więc!... — rzekła — nie zatrzymuję cię.
— Ostatni pocałunek, Katarzyno.
— Bądź zdrów!
I zrezygnowana, wiedząc, że od spełnienia tego rozkazu nic nie wstrzyma Izydora, młoda dziewczyna z ramion kochanka zsunęła się na ziemię.
Izydor odwrócił oczy, westchnął, zawahał się, ale przypominając sobie rozkaz, puścił się galopem, rzuciwszy ostatnie pożegnanie Katarzynie.
Katarzyna została w miejscu, gdzie padła na poprzek drogi.
Prawie jednocześnie, człowiek jakiś ukazał się na wzgórku od strony Villers-Cotterets, szedł wielkiemi krokami ku zagrodzie, a w biegu potrącił o ciało leżące na drodze.
Stracił równowagę, zachwiał się, padł, a dotykając rękami bezwładnego ciała, zawołał:
— Katarzyna umarła!
I wydał straszny okrzyk, aż psy folwarczne zawyły.
— O! — wołał dalej — któż to zabił Katarzynę?
I usiadł blady, drżący, zlodowaciały z martwem ciałem na kolanach.

KONIEC.