Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/576

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ksiądz podniósł ku niebu załamane ręce i wyszeptał:
— Obrzydzenie i rozpacz!...
— Nie wiecie, księże dobrodzieju — ciągnął Pitoux łagodnie — że gwardja narodowa ustanowioną jest dla obrony życia, wolności i własności obywateli?...
— Oh... oh!... — jęczał staruszek zmartwiony.
— I nigdy za wiele władzy nie ma ona, szczególniej na wsiach, z powodu band przeróżnych...
— Band, których ty jesteś wodzem!... zawołał ksiądz — band niszczycieli, podpalaczy, morderców!...
— Ależ, nie mieszajcie jednych z drugimi, kochany księże Fortier, zobaczycie mych żołnierzy, najzacniejsi to obywatele...
— Cicho bądź!... cicho bądź!...
— My, księże dobrodzieju, jesteśmy twoimi naturalnymi opiekunami, dowód, że przyszedłem do ciebie.
— Poco?...
— Poto — rzekł Pitoux drapiąc się w ucho i patrząc w miejsce, gdzie kask leżał, aby zobaczyć, czy podnosząc tę niezbędną część swego stroju, nie za bardzo się od linji obronnej oddalił.
Kask upadł o kilka tylko kroków od wielkiej bramy, prowadzącej na ulicę Soissons.
— Pytałem się, poco?... — powtórzył ksiądz.
— Oto — rzekł Pitoux, cofając się dwa kroki — oto jaki jest główny cel mego posłannictwa. Księże dobrodzieju, pozwólcie, że to wam wyłożę...
— Wstęp!... — mruknął ksiądz.
Pitoux postąpił jeszcze dwa kroki, ale ksiądz posuwał się za nim w tej samej odległości.
— A więc — rzekł Pitoux, nabierając odwagi w sąsiedztwie swej broni odpornej — każdy żołnierz potrzebuje karabina, a my ich nie mamy.
— A!... nie macie karabinów!... — zawołał ksiądz drżąc z radości. — Nie mają karabinów!... Żołnierze bez karabinów!.. A to piękni żołnierze!...
— Ale, księże dobrodzieju — mówił Pitoux posuwając się znowu dwa kroki do kasku — powiedziano przecie: Szukajcie a znajdziecie...
— Tak?... Więc wy szukacie?
Pitoux dotarł do kasku, a zajęty podnoszeniem, nie uważał zapytania księdza, który powtórzył: