Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/562

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja? — zawołał Pitoux, odskakując ze zdziwienia.
— Ty, Pitoux!...
Dwaj spiskowi zagłębili wzrok w krewniaka panny Anieli.
— Wahasz się?... — powiedział Klaudjusz.
— Ależ...
— Czy nie jesteś patrjotą? — rzekł Maniquet.
— O! cóż znowu?
— Boisz się czegoś?
— Ja zdobywca Bastylji, ja żołnierz z medalem?...
— Masz medal!
— Będę go miał, jak tylko wybija medale, pan Billot obiecał odebrać mój w mojem imieniu.
— Pitoux będzie miał medal! Będziemy mieli wodza z medalem! — zawołał Tellier zachwycony.
— Przyjmujesz? — zapytał Dezyderjusz.
— Przyjmujesz? — powtórzył Klaudjusz.
— Dobrze, przyjmuję!... zawołał Pitoux z zapałem, a może i z nowem budzącem się w nim uczucem-, — z dumą.
— Rzecz zatem skończona! — zawołał Klaudjusz — od jutra dowodzisz nami!...
— A co pod mojem dowództwem robić będziecie?...
— Mustry się uczyć będziemy.
— A gdzie fuzje?
— Ty wiesz gdzie.
— A! tak, u księdza Fortier’a.
— Naturalnie.
— Tylko czy Fortier nie odmówi?
— Zrobisz w każdym razie tak, jak patrjoci u Inwalidów zrobili, zdobędziesz je.
— Ja sam?
— Będziesz miał nasze podpisy, a zresztą w potrzebie nasze ręce, zbuntujemy całą osadę.
Pitoux spuścił głowę.
— Ojciec Fortier jest strasznie uparty, rzekł.
— Ba, byłeś jego uczniem wybranym, nie odmówi ci niczego.
— Widocznie go nie znacie!... rzekł Pitoux z westchnieniem.
— Czy naprawdę myślisz że ci ten stary odmówi?
— Odmówiłby szwadronowi żołnierzy. Strasznie upar-