Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/537

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Katarzyna, prawdziwa kobieta, pojęła bolesny zawód Ludwika.
— Panie Pitoux — rzekła — czy widziałeś w Paryżu, aby młode dziewczęta kompromitowały się, wodząc wciąż chłopców za sobą?...
— Pani nie jesteś dziewczyną, tylko panią domu — rzekł Pitoux.
— No, no!... dosyć tego gadania — przerwała ostro matka Billot — pani domu ma dużo do roboty. Chodź Katarzyno, niech według rozkazu ojca zdam ci dom cały.
I wtedy przed zdziwionemi i nieruchomemi oczyma Ludwika, rozpoczęła się ceremonja, której ani na wspaniałości, ani na poezji, przy rubasznej prostocie nie zbywało.
Matka Billot oddala wszystkie klucze Katarzynie, oddała jej rachunek bielizny, rachunek butelek, mebli i zapasów. Zaprowadziła ją do starego biurka, fornirowanego drzewem różnokolorowem, w którem ojciec Billot chował papiery, luidory, skarby i dowody rodzinne.
Katarzyna słuchała poważnie tych tajemnic a każde objaśnienie zachowywała w głębi pamięci, jako broń potrzebną w razie walki.
Potem przeszła matka Billot do trzody, której spisu dokonano z wszelką dokładnością. Przeliczono barany i zdrowe i chore, jagnięta, kozy, kury, gołębie, konie, woły, krowy.
Była to prosta już tylko formalność.
Młoda dziewczyna, była w tej gałęzi oddawna specjalnym administratorem.
Nikt lepiej od Katarzyny nie znał ani drobiu, ani jagniąt, ani gołębi, ani żadnej innej żywej rzeczy.
Konie rżały, gdy się zbliżała. Potrafiła rozkazywać najdzikszym. Jeden z nich, źrebak wychowany na folwarku, potem ogier dla nikogo nieprzystępny, zrywał liny, aby dojść do Katarzyny i poszukać w jej rękach i kieszeniach zeschniętej skórki chleba.
Nie było nic piękniejszego, nad tę ładną blondynkę, o wielkich szafirowych oczach, z białym kołnierzykiem, okrągłemi ramionami, pulchnemi rękami, gdy zbliżała się z pełnym ziarna fartuchem do miejsca koło sadzawki i rzucała ziarno ptactwu.
Wtedy zlatywały się gołębie i jagnięta, dziobiąc lub liżąc i oczyszczając poczerniałą od ziarna płaszczyznę