Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/535

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Któż temu zaprzecza?
— Nikt, zapewne, pani Billot, ale przedając, trzeba jeźdżić.
— Mam konia.
— Płacąc, trzeba się targować.
— Umiem się wygadać.
— Siejąc i uprawiając...
— Czyż nie jestem przyzwyczajana do dozorowania?
— A żniwa?... Robotnikom obiad trzeba gotować, pomagać im potrzeba...
— Co dotyczy dobra mego męża, to nie przestrasza mnie wcale — zawołała poczciwa kobieta.
— Ale, pani Billot, nakoniec...
— Co nakoniec?
— Tyle pracy... i... tyle lat...
— A! — mruknęła matka Billot, krzywo patrząc na Pitoux.
— Pomóżcie mi, panno Katarzyno — zawołał biedny chłopiec, tracąc odwagę wobec coraz trudniejszego położenia.
— Co mam robić, aby pomóc panu? — powiedziała dziewczyna.
— Oto — odparł Pitoux — pan Billot nie wybrał pani Billot do tej pracy.
— Kogóż więc? — przerwała, drżąc zarazem z uwielbienia i szacunku.
— Wybrał kogoś silniejszego, wybrał pannę Katarzynę...
— Córkę do rządzenia domem! — zawołała stara matka z niedowierzaniem.
— Pod twojemi rozkazami, matko, pospieszyła dodać dziewczyna, czerwieniąc się cała...
— Nie, nie — rzekł Pitoux — nie! muszę spełnić całkowicie polecenie, pan Billot upoważnia pannę Katarzynę, aby zastępując go, rządziła domem i wszystkiemi interesami...
Każde to słowo, wciskało się do serca gospodyni, a tak poczciwą miała ona naturę, że zamiast zjadliwej zawiści i palącego gniewu, degradacja zastała ją zrezygnowaną, I posłuszniejszą i bardziej jeszcze o nieomylności męża przekonaną.
Billot nie mógł się mylić, Billot powinien być słuchany.