Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przekształcony w ludzkie morze pełne wyjących bałwanów.
Na widok królowej, rozległ się krzyk straszliwy, niewiadomo: groźby czy radości.
Lafayette pocałował w rękę królowę i przyklaśnięto mu.
U szlachetnego narodu francuskiego nawet w chłopskich żyłach płynie krew rycerska.
Królowa odetchnęła.
— Dziwny naród!... — rzekła.
Potem zadrżała nagle:
— A straż moja, straż co mi ocaliła życie, nie zrobisz nic dla niej generale?...
— Zawołaj jednego z nich, Najjaśniejsza Pani.
— Panie Olivier de Charny!... panie de Charny!... zawołała królowa.
Ale Charny cofnął się, pojął o co chodziło.
Nie był winnym pierwszego października, nie potrzebował uroczystego przebaczenia.
Andrea uczuła to samo: wyciągnęła rękę, aby go zatrzymać.
Ręka hrabiego i jej ręka spotkały się i uścisnęły.
Królowa dostrzegła to, chociaż miała tyle rzeczy do widzenia.
Oko jej zapłonęło i z oddechem przyśpieszonym, głosem urywanym, odezwała się do innego oficera:
— Chodź pan, rozkazuję ci!...
Gwardzista spełnił wezwanie.
Nie potrzebował się wahać, jak Charny.
Pan de Lafayette pociągnął go na balkon, przypiął mu do kapelusza własną kokardę trójkolorową i pocałował.
— Niech żyje Lafayette!... niech żyje straż przyboczna!... — zawołało pięćdziesiąt tysięcy głosów.
Niektórzy chcieli głuchym szmerem przypomnieć oddalającą się burzę, ale poklask ogólny pokrył ich głosy.
— No... — rzekł Lafayette, — to i wszystko skończone.
Potem wchodząc do sali dodał:
— Ale aby nie zachmurzyło się znowu, pozostaje wam uczynić jeszcze jedną ofiarę, Najjaśniejszy Panie.
— Tak — rzekł król — opuścić Wersal, nieprawdaż?...
— Tak, Najjaśniejszy Panie, jechać do Paryża.
— Panie, — rzekł król — powiedz ludowi, że za godzinę: królowa, ja i moje dzieci — będziemy w Paryżu.