Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A dlaczegóż donosisz o tem ty pierwszy, a nie sławetny Saint Jean?...
— Bo mam nogi sześć cali dłuższe od niego. Poleciał przede mną, dogoniłem go i przegoniłem, chciałem pana uprzedzić, a pan, pana Bailly.
— Jakie ty masz szczęście, Pitoux.
— Będę miał jeszcze większe jutro.
— Skąd o tem wiesz?...
— Bo ten sam Saint Jean, zaproponował schwytanie uciekającego pana Berthier.
— On wie, gdzie się znajduje?...
— Tak, zapewne posiadał ich zaufanie, ten dobry Saint Jean, i dostał dużo pieniędzy od teścia i zięcia, którzy go chcieli mieć po swojej stronie.
— I wziął pieniądze?...
— Naturalnie; pieniądz arystokraty zawsze jest do wzięcia; ale powiedział sobie: Dobry patrjota za pieniądze nie zdradzi kraju.
— Tak mruknął Billot — tylko zdradza swoich panów: Wiesz Pitoux, musi to być wielki łotr ten twój Saint Jean?...
— Być może, ale mniejsza o to, złapią pana Berthier, tak jak pana Foulon i powieszą ich naprzeciw siebie. Dopiero ładną minę będą mieli, co?...
— I dlaczegóż ich powieszą? — spytał Billot.
— Bo to zbrodniarze i nienawidzą ich.
— Pan Berthier, który przychodził na folwark — pan Berthier, który jadał mleko u nas, który przysłał z Paryża Katarzynie złote kolczyki?... O!... nie!... nie!... nie powieszą go.
— E!... — rzekł dziko Pitoux, — to był arystokrata, uwodziciel.
Billot patrzył na Pitoux w osłupieniu.
Pitoux po tym wzrokiem zaczerwienił się po białka oczu.
Nagle szlachetny wieśniak ujrzał pana Bailly, przechodzącego z sali do swego gabinetu; posunął się ku niemu i opowiedział nowinę.
Teraz Billot trafił na niedowiarka.
— Foulon?... Foulon?... — zawołał mer — szaleństwo!..
— Oto, panie Bailly — rzekł wieśniak —— jest Pitoux, który go widział.