Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Król spojrzał na Marję Antoninę. Marja Antonina ściągnęła wargi ironicznym uśmiechem.
— Powiedz gwardzistom, że mogą się rozmieścić, gdzie im się podoba — rzekł Ludwik XVI.
— Wasza Królewska Mość — zauważyła królowa — nie zapomni, że jest obowiązkiem nieodwołalnym straży przybocznej towarzyszyć waszej karecie.
Oficerowie, widząc niepewność króla, zbliżyli się, aby poprzeć królowę.
— Masz słuszność — rzekł król. — Zobaczymy.
Pan de Beauveau i pan de Villeroy, wyszli aby wydać rozkazy.
Dziewiąta biła w Wersalu.
— Chodźmy — rzekł król — będę pracował jutro. Ci dobrzy ludzie czekać nie powinni.
Król powstał.
Marja Antonina otworzyła ramiona i przyszła uściskać króla. Dzieci, płacząc, zawiesiły się u szyi ojca, Ludwik VXI rozrzewniony, starał się uwolnić z ich uścisku; chciał ukryć coraz wyraźniej wzrastające wzruszenie.
Królowa zatrzymała wszystkich oficerów.
— Panowie! panowie! — mówiła.
A tym wymownym wykrzyknikiem polecała im króla, który już wychodził. Wszyscy położyli rękę na sercu i na mieczu.
Królowa dziękowała z uśmiechem.
Gilbert był jednym z ostatnich.
— Panie — rzekła doń królowa — pan radziłeś tę podróż królowi, pan skłoniłeś króla, mimo próśb moich. Pomyśl, że wziąłeś na siebie wielką odpowiedzialność przed żoną i przed matką!
— Wiem o tem, Najjaśniejsza Pani — odpowiedział Gilbert obojętnie.
— I oddasz mi pan króla zdrowego i całego — rzekła królowa uroczystym tonem.
— Tak, Najjaśniejsza Pani.
— Pomyśl pan, że odpowiesz za niego głową!
Gilbert skłonił się.
— Uważaj pan na swoją głowę! — powtórzyła Marja-Antonina z groźbą i nielitościwą surowością królowej samowładnej.
— Na mą głowę — rzekł doktór, kłaniając się; — tak,