Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I wymówił te wyrazy głosem człowieka, krzyczącego w chwili tonięcia:
— Liny!
Gilbert podał list królowi.
Ludwik XVI natychmiast go pochwycił, przeczytał go pośpiesznie, poczem ruchem ręki, nie pozbawionym szlachetności w rozkazywaniu, skinął na gwardzistę i wyrzekł:
— Pozostaw nas, panie de Varicourt.
Gilbert został sam z królem.
Pokój oświetlała tylko jedna lampka; rzec możnaby, ze król chciał przyciemnić światło, ażeby na czole jego raczej znudzonem, niż strapionem, nie można było wyczytać wszystkich myśli, które się doń cisnęły.
— Panie — wyrzekł, wlepiając w Gilberta spojrzenie przenikliwsze i bardziej spostrzegawcze, niż możnaby się spodziewać — czy to prawda, że pan jesteś autorem memorjałów, które mnie tak uderzyły?...
— Ja, Najjaśniejszy Panie.
— Ile lat sobie liczysz?...
— Trzydzieści dwa, Najjaśniejszy Panie, ale nauka i nieszczęścia podwajają lata. Niech mnie Najjaśniejszy Pan traktuje jak starca.
— Dlaczego czekałeś pan tak długo, ażeby mi być przedstawiony?...
— Bo nie miałem potrzeby powiedzieć głośno Waszej Królewskiej Mości, co doń pisałem swobodniej i dogodniej.
Ludwik XVI się zastanowił.
— Innych powodów pan nie miałeś? — rzekł podejrzliwie.
— Nie, Najjaśniejszy Panie.
— Jednakże, jeżeli się nie mylę, pewne drobiazgi powinny były pana uprzedzić o mej dla ciebie życzliwości.
— Wasza Królewska Mość ma na myśli to niby widzenie się, o jakie ośmieliłem się prosić króla. Gdy po nadesłaniu mu pierwszego memorjału, pięć lat temu, błagałem o postawienie światła przy rogatce w obozie o godzinie ósmej wieczorem, na znak, że Wasza Królewska Mość czytał mą pracę.
— I cóż?... — wyrzekł kroi zadowolony.