Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Billot zeskoczył na ziemię i zbliżywszy się do tych żołnierzy, którzy odbywali wartę pod drzewami, rzekł:
— Przyjaciele, czy możecie nam powiedzieć, co słychać w Paryżu?
Ale żołnierze w miejsce odpowiedzi zaklęli po niemiecku.
— Cóż się dowiedziałeś? — spytał Billot.
— Nie po łacinie gadają, kochany panie — odrzekł chłopak drżąc cały — oto wszystko, co mogę panu odpowiedzieć.
Billot zamyślił się i spojrzał na wartowników.
— Jakiż ja głupi, aby się zwracać do Kajserlichów.
I zaciekawiony stanął na środku drogi.
Jeden z oficerów zbliżył się do niego.
— Jedź dalej, jedź! — zawołał złą francuszczyzną.
— Przepraszam kapitanie, — odpowiedział Billot — ale chcę jechać do Paryża.
— A więc?
— Ponieważ zaś widzę pana na drodze, obawiam się, czy przedostanę się za rogatki.
— Przedostaniesz się.
Billot pojechał i rzeczywiście przejechał. Ale wpadł znów na huzarów z Bercheny, którzy otaczali Villette.
Tym razem natrafił na rodaków i z większym ich powodzeniem wypytywał.
— Panowie — powiedział, — co słychać nowego w Paryżu?
— To, że wasi wściekli paryżanie — odparł jeden z huzarów — dobijają się o swego Neckera i strzelają do nas, jak gdyby to nas co obchodziło.
— Chcą Neckera! — wykrzyknął Billot. — Czyż go stracili?
— Ma się rozumieć, bo król złożył go z urzędu.
— Król złożył z urzędu Neckera? — zawołał Billot z takiem oburzeniem, jakby walczył przeciw świętokradztwu — król złożył z urzędu tego wielkiego człowieka?
— Tak jest, mój bracie, a w dodatku ten wielki człowiek jest już w drodze do Brukselli.
— W takim razie to pośmiejemy się trochę — zawołał Billot strasznym głosem, nie dbając wcale o niebezpieczeństwo, na jakie się narażał zdradzając wobec dwunastu, czy piętnastu setek rojalistów uczucia swoje.