Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

źnym wiatrem ojcowskiego kaprysu; a kiedy ukradkiem spojrzała na kochanka i podniosła głowę, ojciec ujrzał, że była bladą nadzwyczaj — i zadrzał.
Wtedy bezwątpienia pomyślił, że jego fantazya nie wytłumaczona musi się nieznośną córce wydawać; i zdało się, że surowość jego nieco się zmniejszyła, bo podając rękę młodzieńcowi rzekł:
— Amory, ty się mylisz, ja się nie gniewam na ciebie! to rozstanie się nie jest wygnaniem. I owszem, dom mój niech i nadal twoim domem będzie; ile razy zechcesz przyjść do nas, mile widziany będziesz. — Promień radości, który błysnął w pięknych omdlałych oczach Magdaleny, i uśmiech co się wił po bladych jéj ustach, były nagrodą dla P. d’Avrigny. — Ale Amory, jak gdyby przeczuwając, że zwolnienie to zrobił d’Avrigny dla córki-li swojej, skłonił się nisko Opiekunowi, pocałował w rękę Magdalenę, z takim smutkiem w sercu, iż zdało się że boleść przewyższała wtedy miłość samą, — i wyszedł. Od tego też czasu, mianowicie od téj chwili rozstania, młodzi ludzie pojęli do jakiego stopnia kochali się wzajem, do jakiego stopnia jedno dla drugiego ko-