Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łość posiadają; i z twojej strony szlachetną byłoby rzeczą, przynajmniéj litować się nad słabościami, którym podległy nie jesteś.
— A więc, odrzekł Amory cierpko, przebaczacie Filipowi i Antonina....
— I Antonina słusznie mówi, rzekł p. d’Avrigny patrząc na młodzieńca, jak gdyby chciał przejrzeć głąb jego duszy. — Za zbyt nielitościwie potępiasz mój Amory.
— Ale mnie się zdaję.... zaczął tamten....
— Tak, mówił starzec, wasz wiek namiętny wcale się łaskawością, nie odznacza, wiem o tém, i nie chce nigdy pogodzić się z nieudolnością serca ludzkiego: ale białe włosy nauczyły mię pobłażania; i być może, że ty sam, własnym kosztem dowiesz się kiedyś, że najsilniejsza wola traci swoją moc nareszcie, i że wśród straszliwéj gry namiętności, nikt nie może odpowiadać za siebie, bodaj najsilniejszy; i najdumniejszy nie może rzec: Jutro będę tam! A więc nie sądźmy nikogo surowo, abyśmy surowo sądzeni nie byli sami, bo nie sami kierujemy sobą, ale słuchamy losu naszego.
— A więc, zawołał Amory, przypuszczasz pan,