Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzo zmieniony. Niech cię to nie trwoży Antonino, bo wreszcie każdemu trzeba życzyć, czego sobie sam pragnie. Im więcéj skołatany jest, tém szczęśliwszy, Wierzaj mi; a im gorzej ci się wydaje, tém więcej on z siebie zadowolony będzie.
Pragniesz, abym ci ciągle o Magdalenie opowiadał. Tym sposobem nastręczasz mi sposobność częstszego pisania do Ciebie; bo w reszcie o czem — że mógłbym ci pisać jeśli nie o niéj? — ona wiecznie jest, przedemną, we mnie, w około mnie; nic nie pociesza tyle biednego serca ile wieczne o niéj wspomnienie. — Cbcesz więc abym Ci powiedział jakeśmy się sami wzajemnie dowiedzieli że kochamy się oboje?
Był wieczór wiosenny. Już temu półtora roku. Siedzieliśmy w ogrodzie pod lipą. Z okna swego gabinetu możesz widzieć to miejsce.
Pozdrów je w mojém imieniu Antonino; pozdrów ogród cały, bo niema miejsca w tym ogrodzie, któregoby jej noga nie deptała, bo niema drzewa, któreby jej szarfa, jéj chustka lub ręka nie tknęła, i nie ma kącika małego gdzieby jéj głos anielski nie dźwięczał. Był więc wieczór. — I my oboje — usposobieni wcale do szczebiotania,