Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stało, poszłam tedy na górę i spojrzałam przez dziurkę od klucza. Panie Tadeuszu, pan musi pójść na górę... musi pan pójść i sam zobaczyć. Widywałam pana Bartłomieja przez dziesięć lat w smutku i w radości, ale z taką twarzą nie widziałam go nigdy!
Sherlock Holmes wziął latarnię i poszedł naprzód. Tadeusz Sholto drżał cały i szczękał zębami; był taki wzruszony, że musiałem go wziąć pod rękę, bo nogi uginały się pod nim. Gdy szliśmy po schodach, Holmes wyjmował dwukrotnie lupę z kieszeni i przyglądał się bacznie znakom, które mnie wydawały się zwyczajnemi plamami od kurzu na macie kokosowej, jaka pokrywała stopnie, służąc za kobierzec. Holmes wchodził wolno ze stopnia na stopień, trzymał latarnię nisko i rozglądał się bystrym wzrokiem w prawo i w lewo. Miss Morstan pozostała z wylękłą gospodynią.
Trzecia kondygnacja schodów wychodziła na prosty, długi korytarz; z prawej strony na ścianie wisiała makata indyjska, w ścianie lewej było troje drzwi. Holmes szedł korytarzem tak samo wolno, bacznie się rozglądając, my zaś dążyliśmy tuż za nim, a długie czarne cienie nasze rozwłóczyły się po posadzce. Trzecie z kolei drzwi były celem, do którego zmierza-

60