Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzekł. Ale wybaczy mi pan, pewny jestem tego, że przedsięwezmę niezawodne środki ostrożności. To mówiąc, pochwycił oboma rękami moje włosy i targnął, ażem zawył z bolu. Łzy stoją w oczach pana, powiedział, gdy mnie wypuścił. Widzę, że wszystko ma się tak, jak być powinno. Ale mamy się na ostrożności, bo dwa razy oszukano nas zapomocą peruki, a raz farbą. Mógłbym panu opowiedzieć historyę o szewskiej smole, któraby pana napełniła wstrętem do ludzkiej natury. Przystąpił do okna i podniesionym głosem krzyknął, że wolne miejsce jest zajęte. Pomruk rozczarowania doszedł nas z dołu i wszyscy ludzie zaczęli się rozchodzić w różnych kierunkach, aż w końcu nie było widać ani jednego rudego oprócz mnie i mego szefa.
— Nazywam się, powiedział, Duncan Ross i sam jestem jednym z pensyonarzy funduszu pozostawionego przez naszego zacnego dobroczyńcę. Czyś pan żonaty, Mr. Wilson? Ma pan rodzinę?
— Odpowiedziałem, że nie mam.
Twarz jego nagle spoważniała.
— Dla Boga! rzekł surowo, to w istocie jest bardzo ważna rzecz. Przykro mi, że to słyszę od pana. Fundacyę przecież założono dla rozmnożenia się rudych ludzi, równie dobrze jak w celu utrzymania ich. Jest to prawdziwy pech dla pana, żeś pan kawaler.