Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jest tylko jeden, odpowiedział inspektor. Sądzimy, że gdybyśmy tylko mogli znaleźć — —. Wielki Boże! Mr. Holmes, co panu się stało?
Twarz mego biednego przyjaciela przybrała nagle najokropniejszy wygląd. Oczy jego poszły w słup, rysy wykrzywiły się jak w agonii i z przytłumionym jękiem upadł twarzą na ziemię.
Przerażeni tak nagłym i poważnym atakiem, zanieśliśmy go do kuchni, gdzie spoczywał na krześle i ciężko dyszał przez kilka minut. Ostatecznie z twarzą zawstydzoną z powodu swojej choroby, powstał na nowo.
— Watson powiedziałby panom, że ja dopiero co podniosłem się z ciężkiej choroby, tłumaczył się. Często podlegam takim nagłym atakom.
— Czy mam pana odesłać do domu powozem? zapytał stary Cunningham.
— Eh! Kiedy już tu jestem, chciałbym się co do jednej rzeczy upewnić. Możemy bardzo łatwo ją sprawdzić.
— Co to takiego?
— Zdaniem mojem, możliwą jest rzeczą, że przybycie tego biednego Wiliama nastąpiło nie przed, ale po wdarciu się rabusia do pomieszkania. Panowie zdaje się uznajecie to za pewnik, że jakkolwiek drzwi włamano, złodziej wcale nie weszedł do środka.