powrocie z Lyonu byliśmy pod dachem pułkownika. Hayter był starym, dobrym żołnierzem, który widział dużo, i jakem się spodziewał, on i Holmes przypadli sobie do gustu.
Wieczorem po naszym przybyciu siedzieliśmy po obiedzie w zbrojowni pułkownika, Holmes wyciągnięty na sofie, podczas gdy Hayter i ja przeglądaliśmy mały jego arsenał broni palnej.
— Swoją drogą, odezwał się nagle, wezmę jeden z tych pistoletów ze sobą na górę, ponieważ jesteśmy zaniepokojeni.
— Zaniepokojeni! powtórzyłem.
— Tak, mieliśmy niedawno wypadek w okolicy. Do domu starego Actona, który jest jednym z magnatów naszego hrabstwa, włamano się ostatniego poniedziałku. Nie zrobiono wielkiej szkody, ale drabów jeszcze nie schwytano.
— Nie ma poszlaków? zapytał Holmes, podnosząc oczy na pułkownika.
— Niema jeszcze żadnego. Ale sprawa jest drobna, jedno z naszych prowincyonalnych przestępstw, które muszą się panu wydawać za małe, abyś zwrócił na nie uwagę, Mr. Holmes, po tej wielkiej aferze międzynarodowej.
Holmes machnął ręką na ten komplement, ale po jego uśmiechu widać było, że to mu się podobało.
Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/131
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.