Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzywiane dziecko, rzuciło się na trawę przekrzywiając się i szybko potem popędziło przez łąkę i znikło w ciemności.
— Mój Boże, wyszeptałem, widziałeś to?
Holmes zatrwożył się na chwilę jak i ja. W przerażeniu ścisnął rękę moją jakby kleszczami. Potem roześmiał się po cichu i szepnął mi do ucha:
— To piękne gospodarstwo. To jest pawian.
Zapomniałem o tych dziwnych pieszczochach, w których się lubował doktor. Była jeszcze czita i w każdej chwili mogliśmy ją poczuć na naszych ramionach. Wyznaję, że zrobiło mi się lżej na sercu, gdy idąc za przykładem Holmesa, zdjąwszy trzewiki, znalazłem się w sypialni. Towarzysz mój bez szmeru zamknął okiennice, postawił lampę na stole i powiódł oczyma dokoła pokoju. Wszystko było tak jakeśmy widzieli w dzień. Potem przysunął się do mnie, złożył rękę w trąbkę i szepnął do mego ucha tak cicho, że zaledwie mogłem rozróżnić słowa:
— Najmniejszy głos byłby zgubnym dla naszych planów.
Skinąłem głową na znak, żem usłyszał.
— Musimy siedzieć bez światła. Onby je spostrzegł przez wentylator.
Kiwnąłem znowu głową.
— Nie zdrzemnij się; życie twoje może