Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zniszczonych mostów i szeregu innych przeszkód technicznych, pociąg nasz był następnego dnia w Brandfort, tak, że mogliśmy się udać w dalszą drogę ku Pretorji. Celem naszym teraz była rzeka Vet. Ruszyliśmy wczesnym rankiem.
I znowu przed oczyma wielka równina, z białemi zagrodami i ruchomą wstęgą koloru khaki. Dzień był upalny, tak, że dziesięć mil jazdy było dość dla gwardzistów. Tu i owdzie na trawie można było dostrzedz leżących maruderów, lecz armja posuwała się pracowicie naprzód. Dziesięć mil zda się nie wiele, lecz zrobić je w kolumnie jazdy, w kurzawie piachu, w upał, z ładunkiem na plecach i strzelbą przez ramię, z zasobem amunicji, kocem, blaszankami, pustą butlą na wodę i ze spragnionym językiem — to nie łatwa sprawa.
Siwobrody kapelan kulał, dotrzymując kroku swej kompanji. Kiedym mu ofiarował mego konia, nie przyjął. — Nie, nie, po co mam psuć mój rekord?
W marszu ludzie idą w milczeniu; ani śpiewu, ani muzyki. Zarówno oficerowie, jak i żołnierze są w złych humorach,
— Czemuż ty... — ryczy jakiś podoficer.
— Bo nie słyszę ani słowa, — odpowiada kapral.
Na południowy wypoczynek zatrzymują się; kiedy się przechadzam wśród nich, mam wrażenie, że oficerowie gderzą za wiele. Przejęliśmy zbyt dużo z niemieckich metod militarnych. Naszym wzorem powinna być raczej metoda amerykańska, gdyż jest ona wytwo-