Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zieloną wstęgę, ku której nieszczęsny wędrowiec ruszył, zataczając się.
Niedługo spotkała nas dziwna i niezwykła przygoda; oto nagle niebo zachmurzyło się i począł padać deszcz, w tych stronach zjawisko prawie nie znane. Mimo ulewy posuwaliśmy się z wolna naprzód, zaś pułkownik Lewis, który wyzyskiwał każdą sposobność dla wykonania jakiegoś ćwiczenia fizycznego, biegł obok powozu, z trudnością ciągnionego w grzązkim piasku przez parę koni. Pamiętam, żem mu powiedział, iż nigdy w życiu nie przypuszczałem, że będę jechał przez pustynię Libijską w powozie imperatora z pułkownikiem, biegnącym obok jak niewolnik. Nagle, w gasnącem świetle dnia, nubijski woźnica zsiadł z kozła i począł badać grunt, poczem dał znać gestami rąk, że zgubił ślad i że nie wie, gdzie się znajdujemy. Trudność polegała na wskazaniu południa i północy. Położenie było niemiłe, gdyż nie mieliśmy ze sobą ani wody, ani żywności. Noc zapadła szybko; rzuciwszy okiem w górę na przelatującą nad nami mgłę, dojrzałem nagle między chmurami znaną mi konstelację gwiezdną, która wskazywała kierunek północny. Istotnie, udawszy się w tym kierunku, badając grunt co kilkadziesiąt sążni, natrafiliśmy wreszcie na zgubiony ślad.
Przygody nasze nie zakończyły się jednak; przeciwnie, cała ta podróż była na kształt dziwacznego snu. Wymagało wielkiej czujności z naszej strony, by nie zatracić koleiny, więc szliśmy naprzód z latarkami w ręku, za nami zaś posuwał się powóz, trzeszcząc