Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drugiego dawali nurka i płynęli ku swym łódkom. Jeden z nich miał cylinder, parasol i wielki obraz Zbawiciela, przedmioty zakupione na statku. Lecz nawet one nie przeszkodziły mu w osiągnięciu czółna. W innym małym porcie, nie mając czasu do stracenia, wyrzucono cały zapas belek na beczki do wody, w przekonaniu, że prędzej czy później krajowcy je wyłowią. W jaki jednak sposób istotny właściciel miał je odebrać, o tem nie mam pojęcia. Czasem krajowcy odnosili korzyść w takich wypadkach.
Musiałem i ja spłacić haracz miejscowemu klimatowi, gdyż widzę, że dziennik mój urywa się na pewien czas, pod datą 18 listopada. Dotarliśmy do Lagos, gdzie zapadłem na ciężką febrę. Pamiętam, żem się dowlókł jakoś do mego leżaka, a potem wszystko się zatarło w niepamięci. Ponieważ ja byłem lekarzem, przeto nie było nikogo, ktoby się mną mógł zająć, tak, że przeleżałem kilkanaście dni, zmagając się cały czas ze śmiercią. Żem z walki tej wyszedł zwycięsko to dowodzi siły mego organizmu. Nie pamiętam żadnych przeżyć duchowych, żadnych majaczeń, żadnego strachu, nic, tylko duszącą mgłę, z której się wynurzyłem słaby jak dziecko. Atak był bardzo ciężki i jeszczem nie był siebie pewien, kiedym się dowiedział, że jeden z towarzyszów podróży, który zapadł równocześnie ze mną, padł ofiarą tej strasznej choroby.
W tydzień później znalazłem się już pełen energji, choć jeszcze rekonwalescent, na rzece zwanej Bonny River, która niema nic wspólnego z tym szkockim