Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

częło na wskazanym przedmiocie; krzyknął gromko na załogę i wydzwonił sygnał do maszynisty. O ile pamiętam, latarnia nosiła nazwę Tuskar i statek nasz pędził prosto na jej skalne fundamenty, skryte w gęstej ulewie i mgle.
Do kapitanów miałem jakieś szczęście, gdyż Gordon Wallace, kapitan Mayumby był jednym z najlepszych, jakich spotkałem, tak, że utrzymywałem z nim stosunki przyjazne przez długi czas później. Pasażerowie nasi przeważnie płynęli na Maderę; było jednak kilka miłych pań, które się udawały do portów wybrzeża afrykańskiego, tudzież kilku niemiłych handlarzy murzynami, którzy jako stali pasażerowie kompanji, musieli być tolerowani. Niektórzy z tych handlarzy mieli ogromne dochody, wynoszące po kilka tysięcy funtów rocznie, będąc jednak ludźmi bez kultury, wydawali pieniądze na rozpustę, pijaństwo i niedorzeczne zbytki. Pamiętam, że jednego z nich żegnała w Liverpoolu cała gromada dam półświatka.
Burza towarzyszyła nam całą drogę w Kanale i Zatoce, co zdaje się jest rzeczą normalną w tej stronie, w tej porze roku. Wszyscy chorowali, więc nie mogłem próżnować. Lecz doczekaliśmy się pięknej pogody jeszcze przed przybyciem do Madery. Kto przez cały tydzień brodził po kostki w wodzie, ten umie ocenić przyjemność spaceru po suchym pokładzie. Podczas niepogody brakowało mi bardzo tego garnituru, który nosiłem podczas wyprawy na wieloryby, tem więcej, że, zaledwieśmy zakosztowali pogody, dopadła nas burza gorsza od poprzedniej; całe szczęście, że