Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ogromny, brodaty, otoczony gromadą lekarzy i satelitów. Zagrodziłem im drogę. — Może mnie pan wpuści — zawołałem. Bergmann spojrzał na mnie wyniośle przez swe szkła. — Odbyłem daleką podróż, by tu na czas stanąć — dodałem. — W takim razie proszę zająć moje miejsce — zaryczał Bergmann brutalnie, — bo tylko to jedno miejsce jest wolne. Proszę, proszę, na moim kursie jest dość Anglików! — To ostatnie słowo poprostu wypluł, gdyż jak się później dowiedziałem, świeża polemika z Morel’em Mac Kenzie, na temat choroby cesarza Fryderyka, uprzedziła go do Anglików. Muszę wyznać, że się zachowałem spokojnie i odparłem: — Nie myślę się cisnąć, skoro naprawdę niema miejsca. Popatrzył na mnie jeszcze wśród uśmiechów otoczenia i ruszył naprzód bez słowa. Lecz jeden z jego towarzyszy, amerykanin, pozostał nieco w tyle i zwróciwszy się do mnie, rzekł uprzejmie: — Prosty brak wychowania. Niech pan posłucha. Jeśli pan przyjdzie tu o czwartej po południu, pokażę panu tekst całego wykładu; zaś co do pokazu, znam wszystkich pacjentów, którzy mają być jego przedmiotem, więc będziemy mogli oglądać ich jutro razem. Z temi słowy udał się do sali.
Ostatecznie więc cel swój osiągnąłem, choć taką drogą pośrednią. Przestudjowałem tekst wykładu i obejrzałem odnośnych chorych; co więcej, miałem odwagę własnego zdania, które mnie postawiło w opozycji i doprowadziło do konkluzji, że cała ta sprawa nie wychodziła poza fazę eksperymentalną, że zatem wszelkie wnioski były przedwczesne. Szał jakiś ogar-