Strona:PL Doyle - Widmo przeszłości.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kapitan zaczął biedz w kierunku skały, ja i jego pomocnik podążyliśmy za nim.
Spostrzegłszy nas, człowiek ów zwolna zaczął iść ku nam z głową opuszczoną ku ziemi, jak ktoś, — zatopiony całkowicie w rozmyślaniu.
Rzadko widywałem ludzi, którzyby całą swą powierzchownością wzbudzali tak wielki i mimowolny szacunek, jak ów nieznajomy rozbitek.
Strój jego składał się z bronzowej aksamitnej kurtki i takich samych szarawarów; na głowie miał czerwony fez.
Gdyśmy się doń zbliżyli, zdziwiłem się, widząc, że ubranie jego nie nosi żadnych śladów walki z rozszalałem morzem i nie ucierpiało od wody, jakkolwiek człowiek ten z wielkim trudem jedynie mógł dopłynąć do brzegu.
— Jak widzę, przymusowa kąpiel nie wyrządziła panom wielkiej szkody? — rzekł nieznajomy miłym, dźwięcznym głosem, zwracając się do kapitana i jego pomocnika, — mam nadzieję, że i pańscy biedni marynarze również wyszli szczęśliwie z wczorajszej burzy.
— Nic nam się nie stało, — odrzekł kapitan, — ale przypuszczaliśmy, że zginął pan i jego dwaj przyjaciele. Prosiłem właśnie mr. Westa, — wskazał ręką na mnie, — aby się zajął pogrzebem panów.
Rham Sing uśmiechnął się do mnie, poczem powiedział:
— Nie sprawimy tego kłopotu mr. Westowi. Wszyscy trzej szczęśliwie dostaliśmy się do brze-

— 80 —