Strona:PL Doyle - Widmo przeszłości.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rał. — Gdybyś był dobrym żołnierzem, nie potrzebowałbyś prosić o jałmużnę. Nie dam ci ani grosza.
— Jeszcze słowo, sir! — zakrzyknął włóczęga, widząc iż generał zawraca ku domowi. — Byłem w wąwozie Therada.
Starzec odwrócił się gwałtownie na te słowa; wyglądał, jakby piorun spadł mu u stóp.
— Co... co chcecie powiedzieć? — wyjąkał z trudnością.
— Byłem w wąwozie Therada, sir, i znałem człowieka nazwiskiem Hulab-szach.
Ostatnie słowa wymówił syczącym szeptem i ze złośliwym uśmiechem.
Na generale wywarły one straszliwe wrażenie. Zachwiał się, twarz jego pokryła się trupią bladością. Po chwili milczenia wyszeptał zaledwie dosłyszanym głosem:
— Hulab szach! Jakim sposobem mogliście znać Hulab szacha?
— Przyjrzyj mi się uważniej, komendancie, — rzekł włóczęga, — wzrok pana jest słabszy, niż przed czterdziestu laty.
Generał długo i bacznie wpatrywał się w twarz nieznajomego kaleki. Nagle w oczach jego zaświecił szczególny blask. Poznał go.
— Boże sprawiedliwy, — krzyknął. — Przecież to nie może być kapral Ruf Smith!...
— Nareszcie poznał mię pan, — rzekł włóczęga. — Niechże pan naprzód otworzy bramę; nie będziemy przecież rozmawiać tutaj, na drodze.
Generał okropnie jeszcze wzburzony, otwie-

— 49 —