Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bardziej pragnął, aniżeli dzisiaj. Idź pan swoją drogą, ja pójdą swoją. Zobaczymy, kto lepiej na tem wyjdzie.
Oddział huzarów stał u bramy. W kilku minutach zapakowałem moje skromne manatki i pośpieszyłem na dół. Wtem wpadła mi na myśl Sybilla. Jak mogłem ją zostawić w zamku samą z tym szatańskim starcem! Czyż nie powiedziała mi sama, że życiu jej grozi niebezpieczeństwo? Stanąłem bezradny. Ale właśnie wybiegła sama, by się ze mną pożegnać.
— Bądź zdrów, kuzynie Ludwiku — zawołała, wyciągając ku mnie dłonie.
— Właśnie myślałem o tobie — rzekłem. — Miałem — bardzo żywą rozmowę z twoim ojcem.
— Bogu dzięki, że stąd odjeżdżasz. To twoje jedyne ocalenie. Ale miej się na baczności, on ci będzie szkodził, gdzie tylko będzie mógł.
— Spodziewam się, że dam sobie z nim radę. Ale ciebie nie mogę tu z nim zostawić samej.
— O mnie się nie troszcz. On ma więcej powodu obawiać się mnie, aniżeli ja jego. Ale śpiesz się, już wołają ciebie.

IX.
OBÓZ W BOULOGNE.

Wuj mój stał jeszcze ciągle, gdyby obraz uzurpatora, w bramie zamkowej, na której obydwóch filarach widniał, wykuty w kamieniu, nasz herb rodzinny ze srebrną wstęgą i trzema jaskółkami. Nie żegnał się ze mną, gdy wsiadałem na przygotowanego dla mnie szlachetnego rumaka, którego trzymał za uzdę jeden z huzarów eskorty; ale spoglądał na mnie chmurnie w za-