Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

między temi ubraniami. Oto także brzytwa, mydło i pudełko pudru. Za pół godziny przyjdę tu znów i spodziewam się że do tego czasu ukończy pan swoją, tualetę.
Byłem jednak tego zdania, że moje własne ubranie, gdy je starannie wyczyszczę szczotką, jest jeszcze dość przyzwoite i miałem wstręt do sukien pożyczanych. Wyjąłem tedy z pozostawionego mi pakietu tylko koszulę plisowaną i jedwabną krawatkę. Gdy wrócił, byłem gotów i wyglądałem przez okno. Zmierzył mnie badawczem spojrzeniem od stóp do głowy i wydawał się z mego wyglądu zadowolony.
— Ujdzie, ujdzie — rzekł, kiwając głową, z miną znawcy. — Nawet bardzo dobrze. Ślady ciężkiej roboty na ubraniu czynią bardzo dobre wrażenie, lepsze, aniżeli przesadna wykwintność fircyków. Słyszałem to nieraz z ust dam bardzo wytwornych. A teraz mój panie, proszę za mną.
Troskliwość, z jaką ów zagadkowy człowiek badał moje ubranie, zdziwiła mnie niewymownie, ale to nic jeszcze nie znaczyło wobec niespodzianki, jaka mnie czekała. Po krótkiej wędrówce przez kilka pokoi, przybyliśmy do przestronnej sali, gdzie na jednej ze ścian wisiał portret mego ojca w naturalnej wielkości. Także i cała sala wydawała mi się jakoś znana i zwróciłem pytające spojrzenie na mego towarzysza. Jego zimne siwe oczy, przeszywające jak ostrza stalowe, przenikały mnie do głębi.
— Wydajesz się pan zdziwiony, panie de Laval? — zapytał mnie.
— Na miłość Boską — zawołałem — przestań pan dalej igrać ze mną. Kto pan jesteś? Dokąd mnie pan zaprowadziłeś?