Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dające strudzonemu tułaczowi oświetlone okno, wypoczynek i posiłek. Brnąłem dalej po błocie i mule, tak szybko, jak tylko mnie niosły moje znużone nogi. Pilno mi było jak najprędzej otrząsnąć się z tej cuchnącej miazgi... Jakikolwiekbądź przytułek był mi pożądany, spodziewałem się, że za złotą monetę mieszkańcy tego samotnego domu nie odmówią mi gościnności i nie będą zważali na to, coby się im w mej osobie mogło wydawać podejrzane.
Im bardzej się zbliżałem, tem trudniej mogłem zrozumieć, że tu mógł wogóle ktoś mieszkać, albowiem trzęsawisko stawało się tu coraz głębsze, a niezliczone stawy, które wychylający się niekiedy z poza obłoków księżyc oświetlał, otaczały dom ten dokoła. Teraz mogłem widzieć wyraźnie małe okienko. Nagle znikło światełko i ukazała się jak gdyby w żółtej ramie głowa mężczyzny. Człowiek ów patrzał przed siebie w ciemności, znikał i znów się pojawiał, a wszystkie jego ruchy były podejrzane i zdradzały obawę jakiejś niespodzianki lub napadu. Na ten widok ogarnął mnie niepokój.
Pomimo mego rozpaczliwego położenia, postanowiłem tedy obejrzeć jeszcze bliżej dom ten i mężczyznę, który się w nim znajdował, zanimbym się powierzył jego opiece. Chata była nędzna i groziła zawaleniem się, i ściany były na wielu miejscach uszkodzone i przez dziury w nich widać było światło; nie znalazłbym więc tutaj wygodnego schronienia od wiatru i burzy. Może przecież lepiej i bezpieczniej byłoby, pomyślałem o sobie w duchu, spędzić noc wśród bagna aniżeli w kryjówce jakiegoś przemytnika w najgorszym gatunku. Ktoś inny nie mógł tutaj mieszkać. Na szczęście moje znów zgromadziły się gęste chmury przed księżycem i głęboka ciemność ochroniła mnie przed odkryciem.