Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Obok bramy stal wóz naładowany workami ze zbożem; koń wyprzężony pasł się w małej odległości. Na jednem ze wzgórzy ujrzeliśmy kobietę, która patrzyła z wytężeniem na wszystkie strony.
— Widzisz pan — rzekł do mnie Savary żywo. — Oto straż, która czuwa nad jego bezpieczeństwem. Bezwarunkowo ukrywa się w tym młynie. Posuwajmy się dalej tym gościńcem, który wije się za pagórkiem; w ten sposób pozostaniemy niespostrzeżeni, aż będziemy tuż koło bramy.
— Czy nie byłoby lepiej wprost popędzić ku domowi? — zapytałem.
— Teren jest tu bardzo niekorzystny. Same rowy i pagórki; tamta droga jest dłuższa, ale pewniejsza. Dopóki zostaniemy na gościńcu, nie będzie nas można odróżnić od zwykłych podróżnych.
Jechaliśmy tedy powoli gościńcem i staraliśmy się wyglądać jak najniepokaźniej, gdy wtem rozległ się krzyk ostry, aż podskoczyliśmy na siodłach.
Kobieta, stojąca na pagórku na czatach, dojrzała nas i obudziliśmy jej podejrzenie. Wojskowa postawa moich towarzyszów zmieniła prawdopodobnie podejrzenie jej w pewność. Zerwała szal, który okrywał jej plecy i jęła nim wywijać ponad głową, jak szalona. Savary uderzył konia ostrogami i popędził w kierunku ku młynowi, my tuż za nim.
Był najwyższy czas. Byliśmy jeszcze może sto kroków od młyna oddaleni, gdy wtem jakiś człowiek wyskoczył z bramy i rozglądał się z niepokojem na wszystkie strony. Nie było wątpliwości. Duża broda najeżona, szerokie piersi i barki, cała ta postawa atlety, to nie mógł być nikt inny, jak tylko Toussac. O ucieczce nie mógł już myśleć; wpadł z powrotem do