Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ku. Pod nim, nieco dalej, sterczała czarna prostopadła ściana, wysoka na sto pięćdziesiąt stóp, wrosła w huczącą, pręgowaną pianami rzekę. Ryk wód i ich głuchy pomruk, gdy skaczą przez zaryte w korycie głazy, niósł się przez skwarne, nieruchome powietrze. W górę i w dół od katarakty rzeka rozlewała się na jakieś ćwierć mili i płynęła głębokim bardzo a wartkim prądem, od czasu do czasu tylko czernił się na niej lśniący wir albo bielała wytryskiem piana. Drugi brzeg, przeraźliwie dziki, jeżył się czarnemi głazami, okruchami złomów, jakie nanosiła woda w czasie wylewów. Nigdzie nie widać było śladu siedzib i życia ludzkiego.
„Po tamtej stronie“ — mówił dragoman, wskazując szpicrutą w kierunku wschodnim — „biegnie droga wojskowa z Wady Halfa do Sarras. Sarras leży na południe pod tym czarnym pagórkiem. Dwie niebieskie góry, które państwo widzą w oddali, są już w Dongola, przeszło na sto mil od Sarras. Droga żelazna ma czterdzieści mil długości, ale często psuli ją derwisze, którzy ze szczególną przyjemnością robią z szyn dzidy. Tak samo niszczą wiecznie druty telegraficzne. Teraz, jeżeli państwo zechcą się obrócić, wyjaśnię, co widać z tamtej strony“.