Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przerwała w rozdrażnieniu ciotka. — Już słuchanie takich rzeczy wystarczy, aby napędzić strachu“.
„Ale czy sama tego nie czujesz, ciociu? Popatrz na tę pustynię, biegnącą daleko, daleko, aż do zatracenia w mrokach. Posłuchaj jak wiatr nad nią szepcze. Nie widziałam w życiu nic bardziej uroczystego“.
„Bardzo się cieszę, kochanie, iż znalazło się coś, co cię nastraja uroczyście — odpowiedziała ciotka. — Myślałam czasem... Boże święty! co to?“
Skądeś z pomiędzy cieniów pagórków, na dalszym brzegu rzeki, zerwał się ostry, chrapliwy jęk, rósł i nabrzmiewał, aż skonał w żałosnem, przeciągiem kwileniu.
„To tylko szakal, proszę pani, — uspakajał Stephens. — Słyszałem już kiedyś coś podobnego, kiedy się wybrałem na oglądanie Sfinksa przy księżycu“.
Ale amerykanka wstała, z twarzy jej znać było, że wszystkie nerwy w niej grają.
„Gdybym była w stanie odrobić to, co się stało, nigdybym nie ruszyła krokiem za Assuan — rzekła. — Nie rozumiem sama co mi się stało, że mogłam cię aż tu zawlec, Sadie. Twoja matka pomyśli, że zwarjowałam, i jeśliby co bądź złego miało się nam przytrafić, nie śmia-