Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Naraz przerwały się śmiechy i rozmowy, brzęk żetonów ustał. Dał się tylko słyszeć cichy szmer powstających z krzeseł. Płomienie świec zachwiały się, cisza głucha zaległa. Drzwi się otworzyły i Napoleon czekał na progu. Blady był bardzo; z oczu strzelały stalowe blaski. Nie uspokoił się jeszcze po burzy południowej.
Wszystkie głowy teraz zwracały się ku tym drzwiom otwartym; wszystkie spojrzenia badały tę twarz zimną i zagadkową.
Co powie cesarz?... Co robi cesarz?... Takie zapytania czytałem wyraźcie we wszystkich twarzach nieruchomych, jak gdyby zahipnotyzowanych.
To djabelski człowiek, zdawało się, że się go zna do gruntu, on zaś zawsze prawie zawiódł przewidywania.
Czasami był rozmowny, żartował z jednym, ciągnął za ucho drugiego; czasami zaś okazywał humor dzika rozjuszonego, napadał na wszystko, wymierzał okrutne ciosy...
Najczęściej był pochmurny, smutny i otwierał usta tylko dla zrobienia uwagi gryzącej i pogardliwej. Kiedy wychodził, wszystkich piersi podnosiło się jedno wielkie westchnienie ulgi.
Miałem szczęście znajdować się blisko drzwi. Napoleon wezwał mnie głosem rozkazującym:
Zbiż się, panie de Laval.
Mała jego tłusta ręka spadła na moje ramię. Następnie, zwracając się się do mężczyzny chudego, żółtego i bardzo uroczystego:
— Chodźno, Cambacéras, przedstawię ci pana Ludwika de Laval, syna hrabiego de Laval, który walczył w Quiberon w roku 1795, Ten pan przybył z własnej woli ofiarować mi swoje usługi. Ty, który utrzymujesz, że rodziny arystokratów nie powrócą nigdy do Francji i że zamieszkają na zawsze w Anglji, jak Hugonoci po odwołaniu edyktu Nantejskiego, widzisz teraz, że nie wiesz, co mówisz. Jesteś tylko