Przejdź do zawartości

Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piersi jednocześnie wciągnęły powietrze. Steplton przechylił się w tył na krześle i objął szermierzy krytycznem spojrzeniem. Z góry było widoczne, że ta walka przeistoczy się we współzawodnictwo siły ze zwinnością. Mistrz stał pewny siebie, niezwalczony, oparty mocno na swej skrzywionej nodze, jak na granitowym piedestale. Patrząc na tego kolosa, miało się pewność, że żadna siła nie ruszy go z miejsca. Stojąc na jednem miejscu, Mistrz doskonale radził sobie ze swoją krzywą nogą i kręcił się na niej w razie potrzeby, jak fryga. Inna rzecz, gdy miał zrobić krok naprzód lub w tył, wtedy to niedomaganie fizyczne dawało mu się we znaki.
Mistrz był o wiele wyższy i szerszy od swego przeciwnika; jego gruba, ciemna twarz miała wyraz zdecydowany i groźny... Widząc tę twarz, stronnicy Wilsona stracili wiarę w swoją wygraną. Jeden tylko z pośród wszystkich na całej sali nie lękał się Mistrza. Był nim Robert Monthomeri.
Teraz, gdy wreszcie nastąpiła chwila rozstrzygająca, on natychmiast przywołał swe nerwy do porządku i poczuł w sobie energję i spokój. Miał przed sobą wyraźnie określony cel: winien był zwyciężyć tego olbrzyma o okrutnej, złej twarzy. Za zwycięzstwo otrzyma nagrodę, która mu zabezpieczy przyszłość.