Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O, tak.
— A więc, liczyliśmy, że znajdziemy niezadługo drugą rzekę, ale pomyliliśmy się... kompas czy mapa wskazały nam złą drogę, nie wiem i nie znaleźliśmy rzeki. Nasza woda wyczerpała się, zostało kilka kropel dla ciebie i... i...
— I nie mogłeś się umyć — przerwała dziewczynka poważnie, spoglądając na jego twarz, kurzem okrytą.
Tak, ani napić. A potem umarł najpierw p. Bender, a potem nasz Indyanin, Pete i pani Mc Gregor i Jaś Hones i w końcu, kochanie, twoja mama...
— To mama także umarła! — krzyknęło dziecko, wtuliło buzię w fartuszek i rozszlochało się żałośnie.
— Tak, umarli wszyscy, prócz mnie i ciebie, Potem myślałem, że znajdziemy wodę w tych stronach; wziąłem cię na plecy i powędrowaliśmy. Ale zawiodła mnie nadzieja... nie mamy już chyba czego się spodziewać teraz!
— To może i my umrzemy, co? — spytało dziecko, przerywając nagle płacz i zwracając do towarzysza zalaną łzami twarzyczkę.
— Tak, dziecko moje, tak mi się zdaje.
— Dlaczegoś nie powiedział tego pierwej? — spytała śmiejąc się radośnie. — Takeś mnie przestraszył! Przecież jak umrzemy, to będziemy znów razem z mamusią.
— Tak, kochanie, ty pójdziesz do mamusi.
— I ty także. Już ja jej powiem, jakiś ty był dla mnie dobry. Wiesz, założę się z tobą, że będzie czekała na nas we drzwiach nieba z wielkim dzbankiem wody i z całym koszykiem gorących placków gryczanych, obsmażonych z obu stron... wiesz, takich, jak to Bob i ja bardzo lubimy. A jak to długo jeszcze potrwa?
— Nie wiem... pewnie niedługo.
Mężczyzna skierował wzrok w północną stronę