Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzili tylko we dnie i nigdy jeden bez drugiego. Przez dwa tygodnie jeździłem za nimi codziennie i nigdy nie widziałem ich osobno. Drebber był w większej części pijany, ale Stangersona nie widziałem nietrzeźwego. Śledziłem ich rano i pod wieczór — daremnie, ani cienia jakiej pomyślnej sposobności. Obawiałem się jedynie, żeby mi to tam wewnątrz nie pękło zawcześnie, zanim zdążę spełnić, co zamierzyłem.
„Nareszcie pewnego wieczora, jeżdżąc tam i napowrót po ulicy Torquay Terrace, na której mieszkali, spostrzegłem, że przed ich dom zajeżdża dorożka. Po chwili wyniesiono pakunki, poczem wyszedł Drebber, za nim Stangerson, wsiedli do dorożki i odjechali. Zaciąłem konia i pojechałem również, nie tracąc ich ani chwili z oczu, wielce zaniepokojony, obawiałem się bowiem, że zamierzają opuścić Londyn. Przed dworcem stacyi Euston wysiedli, a ja, poleciwszy chłopcu jakiemuś pilnować mego konia, udałem się za nimi na peron. Słyszałem jak dopytywali o pociąg do Liverpoolu i jak szwajcar odpowiedział im, że jeden tylko co odszedł, a następny nadejdzie dopiero za kilka godzin. Stangerson był tem widocznie zirytowany, lecz Drebberowi zwłoka ta była jakoś na rękę. Podszedłem do nich tak blizko, śród tłumu, jaki się na peronie przewijał, że słyszałem każde słowo ich rozmowy.
„Drebber powiedział jeszcze, że ma jakiś interes osobisty do załatwienia, że niedługo powróci i zażądał, żeby Stangerson zaczekał na niego. Ten ostatni nie chciał na to przystać i przypomniał mu, że postanowili nie rozłączać się nigdy. Na to znów Drebber odparł, że sprawa jest natury bardzo delikatnej, i że musi iść sam. Nie mogłem tym razem dosłyszeć odpowiedzi Stangersona, ale tamten wybuchnął, zaczął mu wymyślać i kląć i powiedział mu, że jest tylko jego płatnym sługą, że zatem nie ma najmniejszego prawa mu rozkazywać. Wobec