Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak zastanowił zrana. Nie mogliśmy pojąć, co oznacza ten fenomen.
Napotkaliśmy także wiele mniejszych stworzeń, jak jeżozwierze, mrówkojady, pokryte łuską, i dzikie świnie, pstrokate z długimi, zakrzywionymi kłami. Raz, między rzadszymi nieco w tymi miejscu drzewami, ujrzeliśmy zielony stok jakiejś góry, na tle której przemknęło spore, brunatne zwierzę. Mignęło zbyt szybko, abyśmy mogli je rozróżnić, ale jeśli był to jeleń, jak twierdził lord John, to musiał być tak ogromny, jak te potworne irlandzkie łosie, których szczątki uczeni wykopują niekiedy z bagnisk mojej ojczyzny.
Od czasu owej tajemniczej wizyty w naszym obozie, zastawaliśmy go zawsze, za powrotem z wycieczki, w jakimś nieładzie. Tym razem jednak nic w nim nie ruszono.
Tegoż wieczora odbyliśmy walną naradę nad naszym położeniem i najbliższymi projektami: naradę tę chcę obszernie opisać, gdyż wynikiem jej było takie zapoznanie się z Ziemią Maple White’a, jakiego by nam nie dało długie jej badanie.
Summerlee wszczął rozmowę; przez cały dzień był w kłótliwym nastroju, aż wreszcie niewinna wzmianka lorda Johna o planach na dzień jutrzejszy, wywołała wybuch goryczy.
— To cośmy powinni robić jutro i pojutrze i codziennie — rzekł — to szukać sposobu wydobycia