Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeżeli sobie życzycie, zabiorę głos w tej kwestji — z tymi słowy Challenger siadł na brzegu biurka, kiwając krótkiemi, grubemi nogami — jesteśmy świadkami niesłychanego i okropnego zjawiska! Zdaniem mojem jest to koniec świata.
Koniec świata! Oczy nasze pobiegły ku oknu, po przez które zaglądał śliczny dzień letni, widniały pola wrzosów, wielkie domy wiejskie, zaciszne fermy, i ludzie, szukający rozrywki wśród szerokich pól. Koniec świata! Nieraz słyszy się te słowa, ale świadomość, że nabierają one natychmiastowego znaczenia, że z jakiejś nieokreślonej daty przenoszą się w dzień dzisiejszy, świadomość ta wywiera wstrząsające wrażenie. Byliśmy tak przejęci, że wszyscy trzej w milczeniu czekaliśmy, co powie Challenger. Jego zachowanie, jego uderzająca powierzchowność, nadawały tyle mocy jego słowom, że wszystkie jego wady i śmieszności zdawały się zniknąć, a on sam wyrastał ponad miarę zwykłych ludzi i nabierał ogromnego majestatu. I przypomniałem sobie nagle, że przecież Challenger roześmiał się dwa razy od chwili, gdyśmy przekroczyli próg gabinetu, niebezpieczeństwo więc nie mogło być tak wielkiem, ani tak nagłem — myślałem — bo przecież i jego wola ma pewne granice.
— Wyobraźcie sobie — mówił Challenger — kiść winnego grona, pokrytą drobnymi lecz szko-