Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czas wcale nie znałem, chłopiec dobry i cichy. — To nie twoja sprawa.
— A przecież szykują się — odpowiedziałem mu; myślałem, że to sprawdzanie.
— Wylazł ze sprawdzaniem! — krzyknął jeden z aresztantów.
— Żelazny nos — odezwał się drugi.
— Dławimuchy! — przemówił trzeci z nieopisaną pogardą. Nowe to przezwisko wywołało śmiech powszechny.
— Na łaskawym chlebie żyje w kuchni — dorzucił ktoś jeszcze.
— Im wszędzie raj. Tu katorga, a oni kołacze jedzą i prosięta kupują. Ty przecież swoje własne jesz, po cóż tu leziesz?
— To nie jest dla was miejsce — przemówił Kulikow, niedbale podchodząc ku mnie. Wziął mię za rękę i wyprowadził z szeregów.
Sam był blady, czarne oczy jego błyskały, dolną wargę zagryzał Nie czekał on na majora z zimną krwią. Muszę dodać, żem ogromnie lubił patrzeć na Kulikowa w podobnych razach, to jest wtedy, kiedy mu trzeba było pokazać się. Strasznie lubił pozować, ale też i rzecz swoją robił. Zdaje mi się, że i na śmierć skazany szedłby z pewnym szykiem i elegancyą. Teraz, kiedy wszyscy mówili mi: ty i urągali, on widocznie z umysłu podwoił swoją grzeczność względem mnie; pomimo to jednak ton jego słów był jakiś du-