Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

byli ludzie niesłychanie, niemal chorobliwie próżni. W ogóle próżność, dbałość o pozór, były na pierwszym planie. Większość była zepsuta i strasznie spodlona. Plotki i obmowy nie ustawały: było to piekło, otchłań gehenny. Ale przeciwko wewnętrznym ustawom i powszechnie przyjętym zwyczajom ostrogu nikt nie śmiał powstawać; wszyscy im ulegali.
Zdarzały się charaktery silnie wybitne, z trudnością ulegające, ale i te ulegały. Przychodzili do ostrogu i tacy, którzy już zbyt wiele pozwalali sobie na świecie, zbyt nadużyli wolności rąk, tak, że pod koniec popełniali przestępstwa, jakby bez celu, jakby w gorączce, w szaleństwie; często z ambicyi, do najwyższego stopnia rozbudzonej. Ale choć tacy nieraz bywali postrachem i grozą dla całych okolic, u nas ich prędko osadzano na miejscu. Oglądając się w około, nowicyusz prędko spostrzegał, że tu inaczej niż gdzieindziej, że tu nie ma kogo zadziwiać i nieznacznie pokorniał i do ogólnego tonu się stosował.
Ten ton ogólny stanowiło na zewnątrz jakieś poczucie własnej, odrębnej godności, którem przejęty był nieomal każdy mieszkaniec ostrogu. Rzekłbyś, że stanowisko takiego skazańca katorżnego było jakimś stopniem urzędowym i to zaszczytnym. Ani śladu wstydu i skruchy. Prawda, było pewne zewnętrzne korzenie się, urzędowe, spokojne rezonowanie: „My ludzie zgubieni!“ — mawiali; — „nie umieli żyć wolni, teraz kop zieloną uli-