Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krywania korzyść; jeżeli wreszcie nie zdobędą niekiedy zapomocą zabójstwa, jakiego paszportu, z którym można wszędzie mieszkać, — wszyscy oni pod jesień, jeśli ich przedtem nie wyłowią — przybywają gęstymi tłumami do miast i do ostrogów w charakterze włóczęgów i idą zimować do więzień, naturalnie nie bez nadziei uciec znowu latem.
Wiosna oddziaływała i na mnie. Pamiętam, z jaką chciwością patrzałem niekiedy przez szczeliny między palami i jak długo stawałem, bywało, oparłszy głowę o parkan nie mogąc się nasycić widokiem trawy zielonej, co rosła na wale fortecznym i sinego dalekiego nieba, które coraz ciemniejszej barwy nabierało. Niepokój i tęsknota z każdym dniem rosły we mnie i ostróg stawał mi się coraz bardziej nienawistnym. Nienawiść której w ciągu pierwszych lat doznawałem nieustannie, jako szlachcie, ze strony aresztantów, dręczyła mię niesłychanie, zatruwała mi życie. W te pierwsze lata często, bez choroby, podawałem się do szpitala, jedynie dla tego, ażeby nie być w ostrogu, ażeby się uchylić od tej uporczywej, niczem nie poskramianej powszechnej nienawiści. „Wy — żelazne dzioby, wyście nas zadziobali!“ — mówili do nas aresztanci; jakże zazdrościłem nieraz ludziom z pospólstwa, którzy się dostawali do ostrogu! Ci stawali się odrazu towarzyszami dla wszystkich. I dlatego wiosna, mara wolności, powszechna radość w przy-